Deklaracja kończąca posiedzenie Rady Europejskiej już dawno nie sprawiała wrażenia tak konkretnej. Do tej pory dominowały zdania wypełnione przymiotnikami określającymi głównie determinację w ratowaniu kolejnych upadających państw. W tej chwili przywódcy europejscy rozmawiają o autentycznej instytucjonalnej przebudowie strefy euro. Debata dotyczy pierwszego elementu tzw. unii bankowej, czyli wspólnego nadzoru nad instytucjami finansowymi. No właśnie, ale którymi instytucjami finansowymi?
W Europie są obecnie trzy regionalne centra finansowe. Pierwsze to londyńskie City, które ma oczywiście zasięg globalny i które wypracowuje kilkadziesiąt procent brytyjskiego PKB. Drugie, równie duże centrum – czy może raczej policentryczna aglomeracja finansowa – obejmuje Paryż, kraje Beneluksu i Frankfurt. To jest bijące serce strefy euro, tłoczące finansową krew w gospodarcze arterie. Ale jest jeszcze trzecie centrum – dużo mniejsze, lecz dynamicznie rosnące i regionalnie znaczące. Być może wielu to zdziwi, ale jest nim Warszawa. Stolica Polski jest finansowym centrum środkowej Europy.
Kraje strefy euro budują obecnie jednolity nadzór bankowy, który ma być umieszczony w Europejskim Banku Centralnym. Dla Londynu i Warszawy – choć skala tych centrów jest nieporównywalna – podstawowym pytaniem jest, jaka będzie skala wpływu regulacji dotyczących strefy i służących strefie euro na funkcjonowanie centrów poza jej granicami. Z punktu widzenia Londynu optymalna będzie możliwie duża zgodność regulacji, przy zachowaniu pełnej swobody decyzyjnej. Z punktu widzenia Warszawy pytanie brzmi, czy bardziej będziemy kontrolować swój system, pozostając na zewnątrz, czy wchodząc do jądra.
Deklaracja końcowa Rady Europejskiej mówi o rozdzieleniu funkcji monetarnych i nadzorczych w EBC oraz „sprawiedliwym traktowaniu członków Europejskiego Mechanizmu Nadzoru, którzy należą do strefy euro, i tych, którzy do niej nie należą”. Pytanie do premiera Tuska brzmi dzisiaj, czy posiada on jasne rozeznanie, co w praktyce oznaczają dla Warszawy pojęcia „sprawiedliwego traktowania” i „sprawiedliwej równowagi” oraz czy rozumie, gdzie faktycznie są podejmowane decyzje implementowane w instytucjach finansowych ulokowanych w Polsce. Innymi słowy, dylemat, przed którym stoimy, brzmi: na ile jesteśmy w stanie kontrolować polski system finansowy bezpośrednio z Warszawy, w sytuacji gdy w polskich rękach znajdują się jedynie dwie – choć największe – instytucje finansowe w kraju. Czy lepiej pozostać na peryferiach, zachowując maksymalną swobodę ruchu – tak jak to zrobią Brytyjczycy? Czy może zapisać się jako kraj do klubu, w którym i tak funkcjonować będzie duża część instytucji finansowych ulokowanych w Polsce?
Być może odpowiedź na to pytanie zależna jest od tego, czy mamy odpowiednią wolę, wizję i ambicję, aby Warszawa była prawdziwym centrum naszego regionu.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Dylemat finansowy
Deklaracja kończąca posiedzenie Rady Europejskiej już dawno nie sprawiała wrażenia tak konkretnej. Do tej pory dominowały zdania wypełnione przymiotnikami określającymi głównie determinację w ratowaniu kolejnych upadających państw. W tej chwili przywódcy europejscy rozmawiają o autentycznej instytucjonalnej przebudowie strefy euro. Debata dotyczy pierwszego elementu tzw. unii bankowej, czyli wspólnego nadzoru nad instytucjami finansowymi. No właśnie, ale którymi instytucjami finansowymi?
W Europie są obecnie trzy regionalne centra finansowe. Pierwsze to londyńskie City, które ma oczywiście zasięg globalny i które wypracowuje kilkadziesiąt procent brytyjskiego PKB. Drugie, równie duże centrum – czy może raczej policentryczna aglomeracja finansowa – obejmuje Paryż, kraje Beneluksu i Frankfurt. To jest bijące serce strefy euro, tłoczące finansową krew w gospodarcze arterie. Ale jest jeszcze trzecie centrum – dużo mniejsze, lecz dynamicznie rosnące i regionalnie znaczące. Być może wielu to zdziwi, ale jest nim Warszawa. Stolica Polski jest finansowym centrum środkowej Europy.
Kraje strefy euro budują obecnie jednolity nadzór bankowy, który ma być umieszczony w Europejskim Banku Centralnym. Dla Londynu i Warszawy – choć skala tych centrów jest nieporównywalna – podstawowym pytaniem jest, jaka będzie skala wpływu regulacji dotyczących strefy i służących strefie euro na funkcjonowanie centrów poza jej granicami. Z punktu widzenia Londynu optymalna będzie możliwie duża zgodność regulacji, przy zachowaniu pełnej swobody decyzyjnej. Z punktu widzenia Warszawy pytanie brzmi, czy bardziej będziemy kontrolować swój system, pozostając na zewnątrz, czy wchodząc do jądra.
Deklaracja końcowa Rady Europejskiej mówi o rozdzieleniu funkcji monetarnych i nadzorczych w EBC oraz „sprawiedliwym traktowaniu członków Europejskiego Mechanizmu Nadzoru, którzy należą do strefy euro, i tych, którzy do niej nie należą”. Pytanie do premiera Tuska brzmi dzisiaj, czy posiada on jasne rozeznanie, co w praktyce oznaczają dla Warszawy pojęcia „sprawiedliwego traktowania” i „sprawiedliwej równowagi” oraz czy rozumie, gdzie faktycznie są podejmowane decyzje implementowane w instytucjach finansowych ulokowanych w Polsce. Innymi słowy, dylemat, przed którym stoimy, brzmi: na ile jesteśmy w stanie kontrolować polski system finansowy bezpośrednio z Warszawy, w sytuacji gdy w polskich rękach znajdują się jedynie dwie – choć największe – instytucje finansowe w kraju. Czy lepiej pozostać na peryferiach, zachowując maksymalną swobodę ruchu – tak jak to zrobią Brytyjczycy? Czy może zapisać się jako kraj do klubu, w którym i tak funkcjonować będzie duża część instytucji finansowych ulokowanych w Polsce?
Być może odpowiedź na to pytanie zależna jest od tego, czy mamy odpowiednią wolę, wizję i ambicję, aby Warszawa była prawdziwym centrum naszego regionu.
Źródło: Nasz Dziennik. Czytaj dalej…
Autor
Jan Filip Staniłko
Były ekspert w dziedzinie Ekonomia polityczna