Polska ma przyjąć 2 tys. uchodźców z Afryki i Azji. Taką decyzję podjął nasz rząd. To doskonała okazja, by wreszcie poważnie pochylić się nad naszą polityką imigracyjną. A właściwie nad jej brakiem. Mądre narody biją się o ludzi. Choć zaraz trzeba dodać brutalny przymiotnik: o „dobrych” ludzi.
W kontekście tego, co się dzieje na świecie, musimy powiedzieć sobie szczerze i uczciwie. Nie ma dobrych powodów, poza humanitarnymi, by przyjmować do Polski odległych nam kulturowo muzułmańskich uchodźców. Na naszych oczach bankrutuje polityka multi-kulti. Jest jednak tysiące dobrych powodów, by otworzyć szerzej granice dla bliskich nam kulturowo Ukraińców czy Białorusinów. Powinniśmy też wreszcie zająć się repatriacją i stosować bardzo realistyczną politykę ściągania potrzebnych nam pracowników (tzw. polityka kwotowa). Stworzenie takiej strategii może łagodzić nadciągającą katastrofę demograficzną.
A że jest ona u bram – kilka liczb z ostatniego czasu. GUS podał w ubiegłym tygodniu, że w ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku tzw. ujemny przyrost naturalny (przewaga zgonów nad urodzeniami) wyniósł w Polsce 13 tys. Dzieci rodzi się jak na lekarstwo, a do tego szybko rośnie liczba umierających rodaków. Teraz dane ZUS. Ten podaje z kolei, że w maju tego roku emerytury otrzymywało 5,02 mln osób. Jeszcze nigdy po 1989 r. nie było ich aż tylu. A emerytów będzie już tylko przybywać, a nie ubywać. W tym kontekście zatrważająco brzmią wszelkie dane dotyczące naszej polityki imigracyjnej.
W tym miesiącu Eurostat opublikował raport na temat „hojności” państw Wspólnoty w przyznawaniu obywatelstw. Wynika z nich, że Polska – obok Bułgarii, Litwy, Rumunii i Słowacji – jest najmniej skora do przyznawania paszportu. W 2013 r. nadaliśmy dokładnie 3933 obywatelstwa, a na przykład Wielka Brytania czy Niemcy odpowiednio 207,5 tys. i 115,1 tys. Porównywalna z nami liczbowo Hiszpania – 225,8 tys. Najwięcej osób przyjęła z Kolumbii i Ekwadoru. Niemcy najwięcej osób naturalizowali z Turcji, Polski i Ukrainy. Kogo naturalizował nasz kraj? W pierwszej kolejności Ukraińców, w drugiej Białorusinów, w trzeciej Wietnamczyków.
Natychmiast należy podjąć trzy inicjatywy. W pierwszej kolejności powinniśmy osiedlać u nas całe rodziny potomków Polaków i osoby związane etnicznie z naszą ojczyzną (repatriacja i Karta Polaka). To nie tylko leży w naszym interesie, ale wymaga tego od nas elementarna uczciwość wobec tych osób.
Po drugie, powinniśmy ściągać obywateli krajów bliskich nam kulturowo (głównie Ukraińców). Mamy ku temu teraz niepowtarzalną okazję, a taka polityka będzie też zmniejszać presję Brukseli na Polskę, by przyjmować uchodźców z Azji i Afryki. Możemy wszak zawsze tłumaczyć, że ze względu na wojnę na Ukrainie przyjmujemy tamtejszych obywateli.
Po trzecie, wreszcie powinniśmy prowadzić realistyczną, często wręcz brutalną politykę przyciągania osób o określonych kompetencjach, umiejętnościach, cechach demograficznych – np. studentów, specjalistów, osoby młode i dobrze wykształcone. Nie ma żadnych przeciwwskazań, by do naszych szpitali sprowadzić np. lekarzy z Indii.
Nie robimy tego. Co gorsza, nie mamy nawet pomysłu, jak to robić. Przyznają to nawet – o czym pisaliśmy niedawno w raporcie we „Wprost” – urzędnicy odpowiedzialni za tę sferę życia. Przypomnijmy raz jeszcze, co napisali na 21. stronie w przyjętym w 2012 r. przez rząd dokumencie „Polityka migracyjna Polski”: „W chwili obecnej polska administracja publiczna nie posiada spójnego, komplementarnego systemu monitoringu migracji, który nie powinien być rozumiany tylko jako system kontroli, lecz jako instrument pozwalający na kreowanie i realizowanie polityki migracyjnej państwa”. Ciekawe, jak długo jeszcze będziemy na niego czekać?
Członek zarządu i ekspert ds. polityki społecznej Instytutu Sobieskiego, wcześniej m.in. wiceminister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Imigranci – trzeba przyjmować „swoich” i specjalistów
Polska ma przyjąć 2 tys. uchodźców z Afryki i Azji. Taką decyzję podjął nasz rząd. To doskonała okazja, by wreszcie poważnie pochylić się nad naszą polityką imigracyjną. A właściwie nad jej brakiem. Mądre narody biją się o ludzi. Choć zaraz trzeba dodać brutalny przymiotnik: o „dobrych” ludzi.
W kontekście tego, co się dzieje na świecie, musimy powiedzieć sobie szczerze i uczciwie. Nie ma dobrych powodów, poza humanitarnymi, by przyjmować do Polski odległych nam kulturowo muzułmańskich uchodźców. Na naszych oczach bankrutuje polityka multi-kulti. Jest jednak tysiące dobrych powodów, by otworzyć szerzej granice dla bliskich nam kulturowo Ukraińców czy Białorusinów. Powinniśmy też wreszcie zająć się repatriacją i stosować bardzo realistyczną politykę ściągania potrzebnych nam pracowników (tzw. polityka kwotowa). Stworzenie takiej strategii może łagodzić nadciągającą katastrofę demograficzną.
A że jest ona u bram – kilka liczb z ostatniego czasu. GUS podał w ubiegłym tygodniu, że w ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku tzw. ujemny przyrost naturalny (przewaga zgonów nad urodzeniami) wyniósł w Polsce 13 tys. Dzieci rodzi się jak na lekarstwo, a do tego szybko rośnie liczba umierających rodaków. Teraz dane ZUS. Ten podaje z kolei, że w maju tego roku emerytury otrzymywało 5,02 mln osób. Jeszcze nigdy po 1989 r. nie było ich aż tylu. A emerytów będzie już tylko przybywać, a nie ubywać. W tym kontekście zatrważająco brzmią wszelkie dane dotyczące naszej polityki imigracyjnej.
W tym miesiącu Eurostat opublikował raport na temat „hojności” państw Wspólnoty w przyznawaniu obywatelstw. Wynika z nich, że Polska – obok Bułgarii, Litwy, Rumunii i Słowacji – jest najmniej skora do przyznawania paszportu. W 2013 r. nadaliśmy dokładnie 3933 obywatelstwa, a na przykład Wielka Brytania czy Niemcy odpowiednio 207,5 tys. i 115,1 tys. Porównywalna z nami liczbowo Hiszpania – 225,8 tys. Najwięcej osób przyjęła z Kolumbii i Ekwadoru. Niemcy najwięcej osób naturalizowali z Turcji, Polski i Ukrainy. Kogo naturalizował nasz kraj? W pierwszej kolejności Ukraińców, w drugiej Białorusinów, w trzeciej Wietnamczyków.
Natychmiast należy podjąć trzy inicjatywy. W pierwszej kolejności powinniśmy osiedlać u nas całe rodziny potomków Polaków i osoby związane etnicznie z naszą ojczyzną (repatriacja i Karta Polaka). To nie tylko leży w naszym interesie, ale wymaga tego od nas elementarna uczciwość wobec tych osób.
Po drugie, powinniśmy ściągać obywateli krajów bliskich nam kulturowo (głównie Ukraińców). Mamy ku temu teraz niepowtarzalną okazję, a taka polityka będzie też zmniejszać presję Brukseli na Polskę, by przyjmować uchodźców z Azji i Afryki. Możemy wszak zawsze tłumaczyć, że ze względu na wojnę na Ukrainie przyjmujemy tamtejszych obywateli.
Po trzecie, wreszcie powinniśmy prowadzić realistyczną, często wręcz brutalną politykę przyciągania osób o określonych kompetencjach, umiejętnościach, cechach demograficznych – np. studentów, specjalistów, osoby młode i dobrze wykształcone. Nie ma żadnych przeciwwskazań, by do naszych szpitali sprowadzić np. lekarzy z Indii.
Nie robimy tego. Co gorsza, nie mamy nawet pomysłu, jak to robić. Przyznają to nawet – o czym pisaliśmy niedawno w raporcie we „Wprost” – urzędnicy odpowiedzialni za tę sferę życia. Przypomnijmy raz jeszcze, co napisali na 21. stronie w przyjętym w 2012 r. przez rząd dokumencie „Polityka migracyjna Polski”: „W chwili obecnej polska administracja publiczna nie posiada spójnego, komplementarnego systemu monitoringu migracji, który nie powinien być rozumiany tylko jako system kontroli, lecz jako instrument pozwalający na kreowanie i realizowanie polityki migracyjnej państwa”. Ciekawe, jak długo jeszcze będziemy na niego czekać?
Źródło: Wprost. Czytaj dalej…
Autor
Bartosz Marczuk
Członek zarządu i ekspert ds. polityki społecznej Instytutu Sobieskiego, wcześniej m.in. wiceminister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju.