Marszałek jednego z województw wschodniej Polski powiedział, że zna przypadki naukowców, którzy brzydzą się komercjalizacją swoich badań naukowych. Po stronie uczelni jest w takim razie problem.
Marek Dietl, ekspert, członek zarządu Instytutu Sobieskiego, doradca prezydenta RP: – Musimy dobrze zrozumieć – naukowcy mają różne powołania. Są naukowcy, którzy świetnie uczą studentów, mają na tym polu olbrzymie sukcesy, dzięki nim w gospodarce mamy lepiej wykształconych ludzi. Oni nie muszą komercjalizować wyników swojej pracy. Są też naukowcy, którzy marzą o nagrodzie Nobla i oni zajmują się badaniami podstawowymi. Można rzeczywiście powiedzieć, że brzydzą się komercjalizacji, bo to ich odciąga od wybitnych, wielkich badań. Ich zasługą będzie przesuwanie granicy wiedzy. Są wreszcie naukowcy, którzy mają smykałkę i do biznesu, i do tego, by rozwiązywać konkretne problemy. Ci będą na pewno komercjalizować wyniki swoich działań.
Działalności naukowej nie można sprowadzać tylko do znajdowania odpowiedzi na już istniejące pytania. Chodzi także o zadawania ciekawych pytań, na które czasami nie znajdziemy odpowiedzi.
Pan jest zdania, że w Polsce pieniądze na innowacje są. Ta teza może zaskakiwać.
– Pieniędzy na innowacje jest bardzo dużo, szczególnie rządowych. Od 2007 roku jak na nasze warunki mamy prawdziwą eksplozję środków. Na razie jednak w statystykach nie widzimy żadnych efektów wydania tych pieniędzy. Jedną z hipotez jest to, że mamy za dużo pieniędzy państwowych, a za mało prywatnych. Te państwowe, jeśli się nie łączą z prywatnymi, a są tylko dotacjami, nie są tak efektywnie wydawane, jak moglibyśmy tego oczekiwać. Stąd potrzeba mieszania środków prywatnych i państwowych w celu zwiększenia efektywności jednych i drugich.
Uważa pan też, że jesteśmy w stanie wydać tak wielkie sumy, te miliardy euro, które za chwilę popłyną z UE na innowacje. Do tej pory się nie udawało.
– W zeszłej perspektywie 10 mld euro zostało wydanych. Pytanie, czy umiemy je efektywnie wydać, zainwestować? Jestem zdania, że firmy naprawdę posiadają rezerwy pozwalające im na inwestowanie w innowacyjność, w lokatach mają około 250 mld zł, to całkiem potężne środki.
Kiedy firmy dokonują inwestycji z własnych środków, zwykle dokonują je w ekspansję istniejącego parku maszynowego, rzadko w innowacje. W tym zakresie bardzo liczą na wsparcie państwa. Gdyby inteligentnie połączyć jedne i drugie, środki na pewno byłyby lepiej wykorzystane.
Wielką zaletą polskiej gospodarki jest to, że nasze przedsiębiorstwa są relatywnie mało zadłużone, dlatego też wpływ kryzysu z 2008 roku na polskie przedsiębiorstwa był o wiele mniejszy niż na przykład na przedsiębiorstwa włoskie.
Te środki są, ale przedsiębiorstwa muszą być odpowiednio motywowane do ruszenia własnych środków. I po stronie kapitałów własnych, czyli środków pieniężnych, które firmy już mają, i po stronie długu, przedsiębiorstwa mogą zwiększyć swoją ekspansję inwestycyjną, również w innowacje.
A może pomogłoby gdybyśmy młodych, kreatywnych – studentów na przykład – uczyli przedsiębiorczości?
– Uważam, że nie należy uczyć ich przedsiębiorczości,. Nie można ich zmuszać, bo predyspozycje do bycia przedsiębiorcą ma bardzo niewielki procent społeczeństwa. Można uczyć pewnych technicznych umiejętności związanych z tym, jak funkcjonuje świat – podstaw księgowości, kwestii prawnych, podstaw kodeksu handlowego czy cywilnego. Tych technicznych umiejętności możemy uczyć, ale błędem byłoby przekonanie, że jesteśmy w stanie wychować przedsiębiorców.
Ktoś może się urodzić przedsiębiorcą i możemy mu ułatwić karierę, natomiast nie ma możliwości, by kogoś kto nie ma zupełnie predyspozycji do prowadzenia własnej firmy, nauczyć i zrobić z niego przedsiębiorcę. To eksperyment z gatunku inżynierii społecznej, a te w historii zwykle źle się kończyły.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Jest dużo pieniędzy na innowacje
Marszałek jednego z województw wschodniej Polski powiedział, że zna przypadki naukowców, którzy brzydzą się komercjalizacją swoich badań naukowych. Po stronie uczelni jest w takim razie problem.
Marek Dietl, ekspert, członek zarządu Instytutu Sobieskiego, doradca prezydenta RP: – Musimy dobrze zrozumieć – naukowcy mają różne powołania. Są naukowcy, którzy świetnie uczą studentów, mają na tym polu olbrzymie sukcesy, dzięki nim w gospodarce mamy lepiej wykształconych ludzi. Oni nie muszą komercjalizować wyników swojej pracy. Są też naukowcy, którzy marzą o nagrodzie Nobla i oni zajmują się badaniami podstawowymi. Można rzeczywiście powiedzieć, że brzydzą się komercjalizacji, bo to ich odciąga od wybitnych, wielkich badań. Ich zasługą będzie przesuwanie granicy wiedzy. Są wreszcie naukowcy, którzy mają smykałkę i do biznesu, i do tego, by rozwiązywać konkretne problemy. Ci będą na pewno komercjalizować wyniki swoich działań.
Działalności naukowej nie można sprowadzać tylko do znajdowania odpowiedzi na już istniejące pytania. Chodzi także o zadawania ciekawych pytań, na które czasami nie znajdziemy odpowiedzi.
Pan jest zdania, że w Polsce pieniądze na innowacje są. Ta teza może zaskakiwać.
– Pieniędzy na innowacje jest bardzo dużo, szczególnie rządowych. Od 2007 roku jak na nasze warunki mamy prawdziwą eksplozję środków. Na razie jednak w statystykach nie widzimy żadnych efektów wydania tych pieniędzy. Jedną z hipotez jest to, że mamy za dużo pieniędzy państwowych, a za mało prywatnych. Te państwowe, jeśli się nie łączą z prywatnymi, a są tylko dotacjami, nie są tak efektywnie wydawane, jak moglibyśmy tego oczekiwać. Stąd potrzeba mieszania środków prywatnych i państwowych w celu zwiększenia efektywności jednych i drugich.
Uważa pan też, że jesteśmy w stanie wydać tak wielkie sumy, te miliardy euro, które za chwilę popłyną z UE na innowacje. Do tej pory się nie udawało.
– W zeszłej perspektywie 10 mld euro zostało wydanych. Pytanie, czy umiemy je efektywnie wydać, zainwestować? Jestem zdania, że firmy naprawdę posiadają rezerwy pozwalające im na inwestowanie w innowacyjność, w lokatach mają około 250 mld zł, to całkiem potężne środki.
Kiedy firmy dokonują inwestycji z własnych środków, zwykle dokonują je w ekspansję istniejącego parku maszynowego, rzadko w innowacje. W tym zakresie bardzo liczą na wsparcie państwa. Gdyby inteligentnie połączyć jedne i drugie, środki na pewno byłyby lepiej wykorzystane.
Wielką zaletą polskiej gospodarki jest to, że nasze przedsiębiorstwa są relatywnie mało zadłużone, dlatego też wpływ kryzysu z 2008 roku na polskie przedsiębiorstwa był o wiele mniejszy niż na przykład na przedsiębiorstwa włoskie.
Te środki są, ale przedsiębiorstwa muszą być odpowiednio motywowane do ruszenia własnych środków. I po stronie kapitałów własnych, czyli środków pieniężnych, które firmy już mają, i po stronie długu, przedsiębiorstwa mogą zwiększyć swoją ekspansję inwestycyjną, również w innowacje.
A może pomogłoby gdybyśmy młodych, kreatywnych – studentów na przykład – uczyli przedsiębiorczości?
– Uważam, że nie należy uczyć ich przedsiębiorczości,. Nie można ich zmuszać, bo predyspozycje do bycia przedsiębiorcą ma bardzo niewielki procent społeczeństwa. Można uczyć pewnych technicznych umiejętności związanych z tym, jak funkcjonuje świat – podstaw księgowości, kwestii prawnych, podstaw kodeksu handlowego czy cywilnego. Tych technicznych umiejętności możemy uczyć, ale błędem byłoby przekonanie, że jesteśmy w stanie wychować przedsiębiorców.
Ktoś może się urodzić przedsiębiorcą i możemy mu ułatwić karierę, natomiast nie ma możliwości, by kogoś kto nie ma zupełnie predyspozycji do prowadzenia własnej firmy, nauczyć i zrobić z niego przedsiębiorcę. To eksperyment z gatunku inżynierii społecznej, a te w historii zwykle źle się kończyły.
Źródło: pulsHR.pl. Czytaj dalej…
Autor
Marek Dietl